Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Wakacje niestety też. W tym roku postanowiliśmy je sobie przedłużyć, o kilka wrześniowych dni.…
Po co nam języki obce?
Kiedyś wolałam milczeć, niż powiedzieć coś z błędami. Bałam się popełniać błędy, więc mówiłam mniej. A mówiąc mniej, trudniej mi to przychodziło. Z biegiem czasu zmieniłam moje priorytety i podejście do języków. Cieszę się, że tak się stało, bo życie potrafi zaskakiwać i przychodzą momenty, w których języki obce przydają się jak nigdy dotąd. Dziś zdradzę wam jeden taki moment z naszego życia.
Wakacje w Bułgarii
Jest rok 2016. Jako świeżo upieczeni rodzice lecimy, z naszą 6-miesięczną córeczką, na wakacje do Bułgarii. Spędzamy beztrosko czas pod parasolem, mocząc w morzu małe stópki naszego bobasa. Gdy urlop dobiega końca, zauważam u małej brak apetytu i niespokojne zachowanie. Na drugi dzień córka dostaje biegunkę. Jedziemy do lekarza, jak się później okazuje niekompetentnego. Lekarz mówi tylko po bułgarsku. Porozumiewając się z nami na migi, pozwala nam wracać do kraju. Stan córki jednak się pogarsza.
Trafiamy do szpitala
Zostajemy tam profesjonalnie zaopiekowani, a personel medyczny na szczęście zna języki obce i komunikuje się z nami głównie po angielsku. Oboje z mężem próbujemy dowiedzieć się jak najwięcej o stanie zdrowia naszego dziecka. Z badań wynika, że córka złapała jakąś tutejszą bakterię. Lekarze uznają, że podróż samolotem dla dziecka w takim stanie jest ryzykowna. Nasz powrót do Polski staje pod znakiem zapytania.
Samolot odlatuje…
Bez nas. Nie ryzykujemy. Ja zostaję z dzieckiem w szpitalu, a mąż załatwia sobie 2 noclegi w pobliskim hotelu i organizuje transport bagaży. I tym sposobem przedłużamy przymusowo nasze wakacje o 3 dni. Mała dochodzi do siebie i wracamy szczęśliwie do domu. Wracamy bogatsi o dodatkowy bagaż doświadczeń. Pełen obaw o zdrowie najbliższych, ale i dumy, że poradziliśmy sobie w tej trudnej dla nas sytuacji.
Dlaczego o tym piszę?
Aby pokazać, że języki obce to wspaniałe narzędzie do komunikacji. Nasza historia to dowód na to, że lepiej jest mówić, choćby z błędami, niż wcale. Piszę to dla tych, którzy podobnie jak kiedyś ja, mają opory przed mówieniem w innym języku i, co ważniejsze, przed popełnianiem błędów. Na błędach się uczymy i są one wpisane w próby mówienia w obcym języku. Z czasem, przez obcowanie z językiem, będzie ich coraz mniej. Nauka języka to proces, a nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi!
A Wy, mieliście podobną sytuację? Podzielcie się waszą historią w komentarzach.
Jeśli doceniasz pracę, jaką włożyłam w napisanie tego wpisu i jest on dla Ciebie wartościowy, zostaw komentarz pod tym wpisem lub na fanpage’u bloga na Facebooku. Będzie mi bardzo miło, jeśli dasz like, serduszko lub udostępnisz go znajomym. A jeśli chcesz być na bieżąco z nowymi wpisami, po prostu polub i obserwuj fanpage Niemieckowo na Facebooku.
Agata